"Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga - to jeden z najważniejszych i najbardziej wartościowych obrazów w zbiorach polskich muzeów. Powiem więcej, jedno z najpiękniejszych dzieł w twórczości niderlandzkiego artysty. Wyjątkowy pod każdym względem. Obraz, który każdy miłośnik sztuki i nie tylko powinien zobaczyć. Pewnie przy jakiejś okazji już wspominałam, że miałam szczęście podziwiać retrospektywną wystawę Memlinga w Scuderie del Quirinale w Rzymie. Wydarzenie niezwykłe, cieszące się popularnością wśród zwiedzających, obarczone jednak skandalem związanym z nieobecnością "Sądu Ostatecznego" w stolicy Italii, uświadomiło mi wielkość i geniusz tego dzieła. Nader mocno odczuwałam jego brak wśród innych wybitnych i fascynujących obrazów Memlinga....
Nieprawdopodobna jest już sama historia znalezienia się tryptyku w Gdańsku. Obraz powstawał w latach 1467-1471 w Brugii, gdzie młody Memling terminował w warsztacie Rogiera van der Weydena. Zamówienie złożył Angeli di Jacopo Tani - bankier rodu Medyceuszy. Jego portret wraz z małżonką można zobaczyć na tylnych skrzydłach dzieła, co zbadał w 1902 roku Aby Warburg.
Obraz wraz z pozostałymi towarami ruszył statkiem w drogę do zleceniodawców. Nigdy jednak nie dotarł do Włoch. Statek wraz z załadunkiem został okradziony przez gdańskiego pirata Pawła Benecke i w ten dość banalny sposób znalazł się w stolicy Pomorza. Dzieło zostało przekazane do kościoła Mariackiego i związało swój los na bardzo długo z Gdańskiem.
Właściciele nigdy nie odzyskali obrazu, mimo wstawiennictwa znakomitych ówczesnego świata. Ale to nie była ostatnia podróż "Sądu Ostatecznego". Przemierzył on w XIX wieku drogę do Paryża i zawisł w eleganckim Luwrze, by z kolei znaleźć się w Berlinie, skąd powrócił do Gdańska. Ma także za sobą w 1945 roku powojenną podróż do Rhon w Turyngii, aby poprzez Sankt Petersburg i Ermitaż oraz Warszawę zatoczyć koło do Gdańska, tym razem już do Muzeum, gdzie wisi do dzisiaj. Miał swoją szansę w ubiegłym roku poczuć smak Italii, ojczyzny właścicieli, ale nie dotarł tam także...
Obraz wraz z pozostałymi towarami ruszył statkiem w drogę do zleceniodawców. Nigdy jednak nie dotarł do Włoch. Statek wraz z załadunkiem został okradziony przez gdańskiego pirata Pawła Benecke i w ten dość banalny sposób znalazł się w stolicy Pomorza. Dzieło zostało przekazane do kościoła Mariackiego i związało swój los na bardzo długo z Gdańskiem.
Właściciele nigdy nie odzyskali obrazu, mimo wstawiennictwa znakomitych ówczesnego świata. Ale to nie była ostatnia podróż "Sądu Ostatecznego". Przemierzył on w XIX wieku drogę do Paryża i zawisł w eleganckim Luwrze, by z kolei znaleźć się w Berlinie, skąd powrócił do Gdańska. Ma także za sobą w 1945 roku powojenną podróż do Rhon w Turyngii, aby poprzez Sankt Petersburg i Ermitaż oraz Warszawę zatoczyć koło do Gdańska, tym razem już do Muzeum, gdzie wisi do dzisiaj. Miał swoją szansę w ubiegłym roku poczuć smak Italii, ojczyzny właścicieli, ale nie dotarł tam także...
W centralnej części obrazu Memling umieścił postać Michała Archanioła w złocistej zbroi i w bogato zdobionym płaszczu, trzymającego szalę, na której są "ważone" uczynki człowieka. Tutaj dokonuje się rozliczenie egzystencji człowieka i jego życia. Szczęśliwi, wybrani przez Boga kierują się w stronę Królestwa, do raju, natomiast straceńcy idą na wieczne potępienie do piekła. To fascynująca, dla mnie mnie najistotniejsza scena tego dzieła. Zmusza widza, odbiorcę niewątpliwie do refleksji, być może nawet dokonania wewnętrznego rachunku sumienia. Memling zmusza nas do zatrzymania się i zadaje nam dwa trudne pytania: Po pierwsze: gdzie jesteś dzisiaj, w jakim miejscu twego życia? Czy twoja egzystencja bogata była w dobre działania czy pełna rozmaitych przewinień i grzechów? Kim jesteś? Drugie pytanie dotyczy przyszłości: Co możesz jeszcze zrobić ze swoim życiem? Jak je zmienić? Czy chcesz tak naprawdę coś zmienić? A wszystko w obliczu nieuchronnej dla każdego człowieka śmierci, przejścia do innego świata. Temat niewygodny, budzący wiele emocji i lęków w człowieku, ale niezmiernie ważny bez względu na przekonania czy religijność człowieka.
Memling wyraźnie i bardzo dobitnie daje nam wskazówkę życiową. Człowiek nie może być bezrefleksyjny, nie może skupiać się wyłącznie na doczesności i materialności świata, musi sięgać wzrokiem i myślami poza ramy swego życia na ziemi.
To wyjątkowo skomplikowane i trudne zadanie.
Memling wyraźnie i bardzo dobitnie daje nam wskazówkę życiową. Człowiek nie może być bezrefleksyjny, nie może skupiać się wyłącznie na doczesności i materialności świata, musi sięgać wzrokiem i myślami poza ramy swego życia na ziemi.
To wyjątkowo skomplikowane i trudne zadanie.
Dlatego też w obrazowy, sugestywny sposób pokazuje człowiekowi dwie drogi po śmierci.
Lewa część obrazu przedstawia drogę do raju, wiecznej szczęśliwości. Ludzie znajdujący się na niej, idą tam w spokoju, radości i wyciszeniu. Rzucające w oczy jest swoiste wyciszenie tłumu kierującego się do światła.
Całkowicie przeciwstawna jest droga ludzi ku piekłu. Nie ma tu ciszy i radości. Nie ma powitania. Na plan pierwszy wybija się lęk, przerażenie i emocje. Tłum kłębi się w gestach rozpaczy i ogromnej bojaźni. Może wtedy dopiero do niektórych dotarła groza ich sytuacji, żal za grzechy, ale jest już za późno. Przerażające postaci czarnych diabłów wrzucających ludzi do piekielnych czeluści, rozdzieranych żarem ognia budzą przerażenie, działają na emocje odbiorców obrazu. Nienaturalne ułożenia ludzkich ciał, jakby broniących się przed przekroczeniem bramy piekieł pozostają długo w pamięci.
Warto także zwrócić uwagę na scenę obrazującą walkę anioła i diabła o duszę człowieka. To chwila, w której człowiek znajduje się pomiędzy światami, nie jest jeszcze stracony, ma jeszcze szansę być w drodze do raju. Zarówno anioł, jak i diabeł trzyma mocno ludzką postać. Wyczuwa się wielkie napięcie, silne emocje. Kto wyjdzie zwycięsko z tej bitwy?
To niezwykła scena tego obrazu.
Tu scena w zbliżeniu. Odnosi się wrażenie, że człowiek przeciągany jest już na stronę piekła, choć anioł walczy do końca. A raj wydaje się tak blisko. Niektórzy z tych, co zmierzają ku wiecznej szczęśliwości, oglądają się za siebie. Są świadkami tej strasznej walko o ludzkie zbawienie...
I wreszcie tryptyk w całej swojej okazałości. Można w spokoju go podziwiać, usiąść na ławce i zanurzyć się w kontemplacji. A jest nad czym się zastanowić. Bo przecież nic nie jest takie proste czy oczywiste.
Nasuwa się to najważniejsze pytanie: gdzie my chcemy być? po której stronie?
Nasuwa się to najważniejsze pytanie: gdzie my chcemy być? po której stronie?
Z tym metafizycznym pytaniem Was zostawiam....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz