czwartek, 30 maja 2019

Renne w Muzeum na nowej stronie internetowej



 Moi Kochani Czytelnicy,

Ostatnio nie pisałam zbyt wiele, ponieważ przygotowałam nowy projekt bloga Renne w Muzeum.
Z wielką przyjemnością zapraszam wszystkich na nowa stronę bloga. Nowoczesna szata graficzna, inne pomysły. I możliwość dobrego tłumaczenia na wiele języków.

Koniecznie zobaczcie , gdzie się przeniosłam:



Dziekuję za wspólne 4 lata , ale kolejne moje przygody ze sztuką już w nowym wydaniu....

środa, 6 marca 2019

Kiedy sztuka rodzi sztukę, czyli Jerzy Piotrowicz i "Las Meninas" (post_115), Jerzy Piotrowicz, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Polska, sztuka polska, malarstwo



Czy tydzień bez muzeum lub wystawy jest tygodniem straconym?
Dla mnie trochę tak. Korzystam więc z wielu możliwości, aby być w jakimś kolejnym, wydarzeniu.
Dlatego też z wielką energią sobotniego poranka, zjawiłam się w Muzeum Narodowym na kolejnym wykładzie z serii Świat obrazów, mimo że kilka dni wcześniej wróciłam z Londynu, w którym syciłam się ucztą tamtejszych słynnych  muzeów....
Ale w sobotę czekało mnie kolejne spotkanie z Jerzym Piotrowiczem, którego odkryłam na wystawie monograficznej w 2017 roku.
Przyznam, że jestem zaintrygowana jego twórczością. Uwielbiam artystów, wchodzących w dialogi ze swoimi poprzednikami, z różnych okresów i epok.
Jerzy Piotrowicz fascynował się wieloma obrazami, przetwarzał je.przez swój twórczy umysł i kreował własny indywidualny świat. Jego fascynacje  dziełem Velazqueza "Las Meninas" nazwałam wręcz obsesją, co opisałam w poście 
https://rennewmuzeum.blogspot.com/2017/03/las-meninas-czyli-obsesja-jerzego.html

I dzisiaj na chwilę znów wrócę do tego tematu.
Na wstępie przepraszam za jakość poniższych zdjęć, ale są to zdjęcia z prezentacji prowadzącej wykład pani dr Gołąb, robione ponad głowami słuchaczy, na tyle jednak ciekawe, że warto je pokazać.
Zacznę od niezwykle ciekawej historii z okresu studiów artysty i zajęć z prof. Zdzisławem Kępińskim wyznającym teorię, że to "Nie natura i wyobraźnia, tylko sztuka rodzi sztukę". Dlatego też jego studenci przechodzili kurs malowania obrazów, których źródłem były dzieła słynnego Bacona. Sam Piotrowicz na studiach dystansował się od tej idei, doskonale ją jednak wcielając w życie w okresie późniejszym. Odruchowo przypomniałam sobie moje wędrówki po Muzeach Kapitolińskich w Rzymie i salach, w których eksponowano starożytne rzeźby. Wtedy od razy miałam skojarzenia z Igorem Mitorajem i pojawiła się u mnie taka myśl, że Mitoraj na pewno znał te rzeźbiarskie majstersztyki i trzymał je w swoim artystycznym umyśle i zapadły mu one tak głęboko, że te wytworzy jego artystycznych fascynacji widać w wielu miejscach Polski, Europy, ale i świata...

Ale wracam do Piotrowicza
Poniżej przedstawiam kilka przykładów dialogu malarza z innym artystami, z Jackiem Malczewskim, Francisco Goya czy Jakopo Tintoretto. Oczywiście to nie wszyscy artyści. Pominęłam ogromną fascynację Marc Chagallem czy Vincentem van Gogh.

Rożni twórcy, odrębne style i idee, ale to nie przeszkadza Piotrowiczowi wchodzić w relacje z ich obrazami, tematami, postaciami czy czasem. Z jego ręki wychodzą nowe dzieła, nowe refleksje, nowe postaci. To już narracja Piotrowicza, to jego świat, to jego myśli i emocje.





Zwrócę szczególną uwagę na  obraz "Stworzenie świata", który zaintrygował Piotrowicza. Mnie spontanicznie pojawia się w umyśle sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej i fantastyczna wizja stworzenia  w wykonaniu geniusza Michała Anioła.


Artysta nadaje  swemu obrazowi znamienny tytuł "Tintoretto maluje Stworzenie świata", kreuje inną sytuację, zwraca uwagę na inną myśl. Wprowadza do obrazu postać malarza, twórcy, kreatora. Bo Piotrowicza intrygował i fascynował sam proces tworzenia dzieła, rola artysty i jego miejsce w rzeczywistości. Bardzo mocno akcentuje, kim jest malarz, kim jest także on. Odbiera Bogu Tintoretta ręce i wskazuje na atrybuty kreacji świata, jakie ma  artysta, czyli farby i pędzle. To nader silny przekaz, ogromne poczucie misji artysty w tworzeniu świata. Interpretuję osobiście to, jako wpływanie na nasze dusze,  ludzkie emocje, uczucia i sposób przeżywania świata. A obrazy to łączniki pomiędzy tym,  co materialne, a tym, co duchowe. Obrazy jako anioły, byty subtelne...
Fascynujące...

Wreszcie Diego Velazquez i jego "Las Meninas" w oryginale, oczywiście nie działającym na zdjęciu tak mocno, jak obraz w bezpośrednim kontakcie. Mnie jeszcze nie dane było doświadczyć tego przeżycia, ale Madryt nie leży ostatecznie na końcu świata, a ja kocham samoloty  haha


Nie koncentruję się na opisie obrazu, gdyż zrobiłam to w przywoływanym przeze wcześniej moim poście. Niewątpliwie dzieło to znakomite i dające możliwość różnorodnych interpretacji. Obraz, który Jerzy Piotrowicz obsesyjnie malował na nowo, po swojemu, co widać na poniższych zdjęciach. Cykl obrazów jest zresztą bardzo obszerny.
To już inna rzeczywistość, inny wymiar. Niektórzy historycy porównują ten styl do wyobraźni filmowej. Powtarzanie "klatek" czy "kadrów", ale trochę innych, dodawanie wątków, łączenie, wprowadzanie nowych bohaterów czy odniesień, na przykład biblijnych, religijnych czy filozoficznych.
To już nowa jakość, to świat Jerzego Piotrowicza, który traktował swe obrazy jak własne dzieci i chciał z nimi przebywać jak najwięcej i nie lubił się z nimi rozstawać. Chłonął atmosferę swej pracowni, jako szczególnego, prawie świętego miejsca tworzenia  i kreowania nowych bytów..
Miłość malarza do sztuki i próbę odtworzenia pracowni artysty można zobaczyć w Galerii Jerzego Piotrowicza pod Koroną przy ul.Kramarskiej w Poznaniu. Oczywiście ją odwiedziłam w jedno z sobotnich popołudni....









Renne przy sztalugach z obrazami.
Lubię tę bliskość, bezpośredni kontakt z dziełem. Co czasami kończy się uwagami osób pilnujących bądź włączeniem alarmu w muzeum czy upadkiem telefonu w czasie tajnego robienia zdjęć... Ale nie biorę tego zbyt poważnie do siebie...A napotkane osoby z przyjemnością robią mi zdjęcie, za co im wszystkim bardzo dziękuję z tego miejsca. 
Sztuka łączy, to fakt. 
W moich peregrynacjach po wystawach czy muzeach mam szczęście do kontaktu z cudownymi ludźmi, których znam osobiście albo których poznaję tylko na chwilę...


sobota, 26 stycznia 2019

Jerzy Nowosielski jako malarz "dwujęzyczny" (post_114), Jerzy Nowosielski, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Polska, sztuka polska, malarstwo




Fascynujące są sobotnie poranki w Muzeum Narodowym w Poznaniu, kiedy liczna grupa miłośników sztuki przychodzi na wykład z cyklu "Świat obrazów". To radosne rozpoczęcie weekendu, przynajmniej dla mnie. Zatrzymanie się przy jednym obrazie, jednym artyście, choć oczywiście nie tylko, pozwala skoncentrować się na sztuce zdecydowanie mocniej, zmusza do myślenia, refleksji i niewątpliwie inspiruje. W czasie wykładu i po nim pojawiają się zawsze nowe pomysły do dalszych moich artystycznych poszukiwań, kolejnych bliższych czy dalszych podróży.
Dzisiejsze spotkanie  poświęcone było znanemu mi artyście, który należy do czołówki polskich malarzy współczesnych.
Jerzy Nowosielski, nie trzeba go szczególnie przedstawiać. Pisałam już o nim przy kilku okazjach. Zetknęłam się z jego twórczością w wielu muzeach czy na wystawach. Rozpoznaję go bez trudu, mimo że jego spuścizna dotyka wielu tematów.
Bohaterem sobotniego poranka był obraz zatytułowany "Błękitna (niebieska) abstrakcja" , dzieło nie wystawiane aktualnie w poznańskim muzeum, czego bardzo żałuję.
Obraz powstał w 1965 roku i jak sam tytuł wskazuje utrzymany jest w tonacji i odcieniach niebieskiego. 
Krystyna Czerni, prowadząca dzisiejszy wykład, znawczyni twórczości Nowosielskiego, zwróciła uwagę na bardzo istotną kwestię. Przez cały okres intensywnej i bogatej działalności artystycznej, malarz funkcjonował w dwóch płaszczyznach. Zajmował się malarstwem abstrakcyjnym , a jednocześnie doskonale radził sobie w malarstwie sakralnym i ikonograficznym..Nie można mówić o jakiś zakończonych etapach. Stąd określenie "dwujęzyczności", które zapożyczyłam do tytułu dzisiejszego posta.

Zaintrygował mnie problem, czy poprzez malarstwo abstrakcyjne można poruszać tematy religijne, kwestie świętości?  Czy dla tych tematów zarezerwowane jest wyłącznie malarstwo figuratywne?
Dla Nowosielskiego problem duchowości był kwestia zasadniczą ,mimo że miał trudne okresy swej wiary, łącznie z 12-letnim czasem jej utraty, ale jednocześnie wierności obrzędowości prawosławnej.
Powyższy obraz należy do kompozycji trójkątnych, w których artysta poszukiwał w kombinacjach trójkątów, przecinanych liniami prostymi, nowych znaczeń i efektów. Owe trójkątne kompozycje wyróżniają się także wyrafinowaniem kolorystycznym, W przypadku tego obrazu w odcieniach niebieskiego. Niektórzy znawcy podkreślają jego wyczucie kolorów i porównują tę umiejętność do słuchu absolutnego muzyków.

Fascynująca jest także myśl o obrazach jako bytach subtelnych, rozumianych jako anioły., będące bytami duchowymi, eterycznymi, ale także materialnymi. Łączy się ta idea z rozumieniem malarstwa jako ocalenia dla człowieka poprzez piękno ukryte w materialności.




Warto zwrócić uwagę na motywy wielu zagadkowych kwadratów na obrazie, przypominające czasami znaki kolejowe.Te tajemnicze niebieskie kwadraty mogą oznaczać świętość, coś co nie jest nazwane, miejsce Boga. Widoczne są one na wielu obrazach artysty.
Obrazy jako anioły, byty subtelne, duchowe łączące świętość z tym, co ziemskie i materialne. Swoiste anioły mające misję ocalenia człowieka, także poprzez abstrakcyjne obrazy Nowosielskiego. Obrazy jako bramy, wejścia, drzwi do innej rzeczywistości niż materialna. Absolutnie cudowna  interpretacja. Dotychczas sztuka była dla mnie przeżyciem i emocjami. Stąd moja  trochę dziecięca radość z bezpośredniego kontaktu z malarstwem. Od dzisiaj będę spoglądała na obrazy, jak na byty subtelne, anioły, poprzez które dotykam świata duchowości.
Niezwykłe spotkanie z obrazem, sztuką i myślą wprowadziło mnie w bardzo dobry nastrój, dało mi także impuls do pisania po dłuższej przerwie, po okresie lekkiej twórczej niemocy...
Mój entuzjazm i nowa energia do pisania jest chyba widoczna...