sobota, 27 maja 2017

Perła baroku niemieckiego, czyli Augustusburg.(post_92), Pałac Augustusburg, Bruhl, Niemcy, pałac, barok


Życie przynosi czasami miłe niespodzianki, ciekawe okazje, których nie można ominąć.  Ostatnio mnie spotkała wyjątkowa przyjemność spędzenia kilku dni w podróży po Niemczech i Holandii. Wyjazd niezwykle przyjemny, w bardzo życzliwym i wyjątkowym towarzystwie. Długo będę pamiętać ten trochę szalony ale wspaniały dla mnie czas.
Przez kilka uroczych dni mogłam odwiedzać wiele muzeów i miejsc, co oderwało mnie całkowicie od codzienności i bieżących spraw. 

Dziś zacznę od niewielkiej miejscowości Brühl, położonej w pobliżu wielkomiejskiej Kolonii. Znalazłam tam dwa interesujące miejsca: Pałac Augustusburg wraz z ogrodami oraz muzeum poświęcone twórczości Maxa Ernsta, który mieszkał właśnie w Brühl.
I pałacowi poświęcę aktualny post.
Niestety nie mogłam fotografować wnętrz obiektu, ale pozwolono mi skorzystać ze zdjęć publikowanych na stronach muzeum, co poniżej czynię. Bardzo żałowałam, gdyż nie mogłam indywidualnie i subiektywnie podejść do oszałamiających przestrzeni pałacu, a szczególnie klatki schodowej.
Pałac zbudowano na polecenie arcybiskupa Kolonii Klemensa  Augusta Wittelsbacha w XVIII wieku. Autorem planów był architekt Johann Conrad Schlaun.
To, co pozostanie w pamięci to wspaniała, przebogata i chwytająca za serce klatka schodowa. Absolutny majstersztyk!

                               http://www.schlossbruehl.de/en_augustusburg_picturegallery
                                http://www.schlossbruehl.de/en_augustusburg_picturegallery
                               http://www.schlossbruehl.de/en_augustusburg_picturegallery

Klatka schodowa powstała w okresie od 1740 do 1746. Twórca Johann Balthasar Nuemann wykazał się wyjątkową kreatywnością i wyobraźnią, gdyż pierwsze zetknięcie z tym miejscem wręcz oszałamia i onieśmiela, może nawet przytłacza odbiorcę. Ale taki był zamiar gospodarza. Każdy, kto przekraczał próg pałacu miał doświadczyć bogactwa i prestiżu gospodarza. Nie dziwi mnie zatem w ogóle fakt, że klatka schodowa pałacu Augustusburg uznawana jest za jedno z wybitnych przykładów baroku i rokoka niemieckiego.
W tym miejscu pozwolę sobie jednak na małą złośliwość. Mimo pozorów, że klatka wykończona jest marmurem, to nie wykorzystano tutaj, pewnie ze względu na wysokie koszty, tego drogiego kamienia. To jedynie mieszanka imitująca ten szlachetny kamień. Niewątpliwie na uwagę zasługuje sklepienie klatki schodowej wykonane przez Carlo Carlone. Oczywiście centralną postacią malowidła jest sam książę Klemens August.  Ostatnia wojna światowa nie oszczędziła tego zabytku, oczywiście pieczołowicie odrestaurowanego przez znakomitych konserwatorów, w tym także polskich.
Efekty tych wysiłków są widoczne na zdjęciach, opublikowanych na stronie internetowej pałacu http://www.schlossbruehl.de/en_augustusburg_picturegallery, z której także korzystam.

                               http://www.schlossbruehl.de/en_augustusburg_picturegallery
                                http://www.schlossbruehl.de/en_augustusburg_picturegallery
                                 http://www.schlossbruehl.de/en_augustusburg_picturegallery

Osłodą zwiedzania pałacu jest audiobook w języku polskim, co nie spotkało mnie nigdzie i za co serdecznie dziękuję. 


Pozostałe wnętrza pałacu są urządzone z nie mniejszym przepychem i bogactwem, tak charakterystycznym dla tego obiektu. Należy jednak przyznać, że arcybiskup oraz twórcy wyróżniali się bardzo dobrym gustem i smakiem, wyczuciem stylu i pragmatyzmem jednocześnie. Wystrój wnętrz naprawdę zachwyca i pozostawia wielkie wrażenie. Wszystko jest przemyślane, dobrane kolorystyczne i funkcjonalnie dla danego pomieszczenia. Wśród wielu wnętrz wyróżniłabym jednak jadalnię dla gości i jadalnię letnią, szczególnie tę ostatnią wyposażoną we wspaniałe ściany z kafli nawiązujących do tradycji holenderskich.

Po zwiedzaniu Pałacu nie można ominąć pięknego parku i ogrodu wpisanego ze względu na swoją wartość na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.
To Dominique Girard zaprojektował w 1728 roku pałacowe ogrody w oparciu o styl francuski. Podlegają one systematycznej renowacji i pielęgnacji, dlatego są wyjątkowym przykładem  XVIII-wiecznego projektu tego rodzaju.
Zapraszam zatem na spacer po ogrodzie i parku. Tutak na szczęście już mogłam fotografować do woli.
Na początku widok na boczną część pałacu, bo od tej strony znajduje się wejście do ogrodu ( co nie jest typowe dla tego typu budowli).



Przede mną rozpościera się widok na przestrzeń ogrodu i oddalony park pałacowy. Długa i zimna wiosna nie pozwoliła jeszcze rozwinąć się w pełni różnorodnej roślinności.


Teraz oglądam się za siebie. Widzę w oddali pałac. Słońce grzeje i jest niezmiernie przyjemnie. Tak bardzo brakowało ciepła w ostatnim czasie. Chłonę promienie słoneczne i wystawiam twarz do słońca.


Aleje drzew, tak charakterystycznie przystrzyżonych, umiejscowionych po obu stronach ogrodu przypominają mi Ogrody Luksemburskie w Paryżu. Tutaj można się schronić, nawet ukryć, a na pewno odpocząć i oddać się jakiejś kontemplacji czy zamyśleniu
Cudowna perspektywa liniowa. Uwielbiam ten efekt.


Dochodzę do części parkowej. Niestety nie mogę iść dalej ze względu na czas. Nie dochodzę  już do pałacyku Falkenlust mimo wykupionego biletu.
Żałuję, ale zachowuję spokój. Mam pretekst, aby tu znowu wrócić.



Upewniam się, że czasami mniej znane miejsca i przestrzenie są naprawdę warte uwagi i zejścia z utartych wycieczkowych szlaków. Do takich obiektów należy niewątpliwie Augustusburg.

poniedziałek, 1 maja 2017

Moja podróż do Edo, czyli Ukiyo'- e w Warszawie (post_91), Muzeum Narodowe w Warszawie, wystawa, Warszawa, Polska, sztuka japońska, miedzioryt


"Podróż do Edo" to wystawa, która za kilka dni odejdzie już do historii Muzeum Narodowego w Warszawie. Prezentowane drzeworyty ukiyo-e pochodzą z kolekcji Jerzego Leskowicza, francusko-polskiego Japończyka, który zapragnął podzielić się swoim zbiorem z szerszą publicznością. Doceniam niezmiernie takie inicjatywy i działania pozwalające nam widzom na kontakt z dziełami ukrywanymi w prywatnych kolekcjach. 
To druga ekspozycja w Polsce, której tematem jest sztuka japońska.  Pierwsza została wystawiona w Muzeum Narodowym w Krakowie i zatytułowana "Onna", czyli kobieta. Rewelacyjna wystawa, o której nie mogę napisać ze względu na złej jakości zdjęcia, chyba że uda mi się je trochę podliftingować.
Moją podróż do Edo rozpoczęłam od pięknego, refleksyjnego drzeworytu Utagawa Hiroshiga (1797-1858 ) zatytułowanego "Staw Chiyogaika w Meguro" z 1856 roku z cyklu "Sto słynnych widoków Edo".
I właśnie pejzaże, natura oraz sceny rodzajowe zrobiły na mnie największe wrażenie i stanowią siłę tej kolekcji. To tym motywom poświęcę dzisiejszy post.

Ale zanim przyjrzymy się wybranym przez mnie japońskim drzeworytom, zobaczmy jak powstawały. To także można zobaczyć na wystawie, żmudny, długi i pracochłonny proces ich tworzenia, poszczególne etapy dochodzeni do efektu końcowego.


Powyżej początkowy etap powstawania drzeworytu. Uczestniczyli w nim artysta, drzeworytnik i drukarz. Artysta miał koncepcję i pomysł, przelewany w postaci szkiców na delikatnej bibułce. 
Ostateczny projekt powstawał na niezmiernie cieńkim papierze. Drzeworytnik przenosił ten projekt na klocki drzeworytnicze, używał do tego drewna wiśniowego, z klocka odbijał czarno- białą odbitkę.


Na początku drzeworyty były tylko czarno białe, dopiero później odbiorcy wymusili potrzebę kolorów. Na każdy kolor potrzeba było nowych klocków.


Arkusze papieru były przyciskane do klocka i nakładano tak kolejne odcienie barw. W luksusowych wydaniach używano także złota, srebra czy miedzi. Efekt rozjaśniania barw uzyskiwano przez ścieranie nałożonej wcześniej na deskę farby. 
Poniżej końcowy efekt wzbogacony jeszcze w napisy.


Ciekawostką są barwniki używane do powstawania drzeworytów japońskich, jak również niezbędne narzędzia.


Po tej ekspresowej historii tworzenia drzeworytów czas na moją podróż do Edo, siedziby szoguna i milionowego miasta powstałego z małej osady rybackiej usytuowanej nad zatoką Oceanu Spokojnego. Układ miasta wskazywał na podział społeczny i obowiązujące zależności, począwszy od faktycznie zarządzającego wojskowego dyktatora, poprzez arystokrację aż do społeczności kupców, artystów, aktorów i tak bardzo charakterystycznych gejsz i kurtyzan. Niezwykła różnorodność i koloryt społeczny.

Droga do Edo prowadziła z Kioto i wiodła dwoma szlakami -Tokaido i Nakasendo.
Wystawa zgromadziła około 300 drzeworytów z prawie dwutysięcznej kolekcji Jerzego Leskiewicza, pokazujących złożoność i barwność życia Japonii w okresie od XVIII do XIX wieku. Drzeworyty są bardzo dobrze zachowane z piękną, ciepłą kolorystyką. Należy nastawić się na zupełnie inną stylistykę pokazywania otaczającej rzeczywistości czy postaci człowieka. W pierwszym momencie drzeworyty wydają się być płaskie, konturowe pozbawione emocji i przeżyć. Wymagają skupienia i koncentracji, przyjrzenia się istotnym szczegółom, których nie wolno przeoczyć. 

Dokonałam oczywiście własnego wyboru drzeworytów, które z wielu względów przypadły mi do gustu, zwróciły moją uwagę czy poruszyły moje serce.

Utagawa Hiroshige (1797-1858), Świątynia Gion w śniegu, cykl "Słynne widoki Kioto", 1834

Z cyklu przedstawiającego widoki z Kioto wybrałam dwa drzeworyty. Powyżej zimowy krajobraz jednej ze świątyń w pięknej kolorystyce bieli, niebieskiego i czerni. Doskonała technika i pomysł. Wyczuwalny zimny wiatr utrudniający postaciom wejście do miejsca kultu. 
Poniżej natomiast ciepły i urokliwy pejzaż wioski Yase. Delikatne, pastelowe odcienie barw nadają drzeworytowi szczególny charakter i stanowią dowód wysokich umiejętności drzeworytnika. Artysta w wyrafinowany sposób pokazuje perspektywę rzeki.

                                        Utagawa Hiroshige, Wioska Yase, 1834

Następny artysta podejmuje mój ulubiony temat japońskich drzeworytów, mianowicie kurtyzany i gejsze.  Żadne kobiety pokazywane w ukiyo-e nie są tak wyjątkowo traktowane, z taką dokładnością i szczegółowością. To niezwykle sceny rodzajowe z udziałem kurtyzan, z ich obyczajowością i tradycją. Ich wspaniałe, bogate stroje, nawet emocjonalność wzbudzają mój zachwyt. Zauważa się ich pewność siebie, poczucie własnej wartości poparte rolą, jakie odgrywały w społeczeństwie epoki Edo. Kobiety - żony z zakrytymi niebieskimi chustami głowami nie wzbudzają takiego zainteresowania twórców, jak kobiety lekkich obyczajów. Są nijakie i bezbarwne w przeciwieństwie do wizerunków gejsz i kurtyzan.
Utagawa Kumisada (1786-1858), Kurtyzany spacerujące brzegiem rzeki Shijogawara w Kioto, 1820-25

Trzy kolejne drzeworyty należą do cyklu poświęconego poezji japońskiej i chińskiej, pełne refleksyjności i swoistej melancholii. Ich bohaterami są poeci szukający natchnienia czy weny w otaczającej rzeczywistości , w urokliwym, nostalgicznym krajobrazie gór czy jezior. Poeci wpatrzeni w przestrzeń urokliwej natury, cudowną dal przyrody szukają artystycznych uniesień i przeżyć, które przeniosą na papier.
Katsushika Hokusai (1760-1849), Poeta Harumichi-no Tsurayauki podziwiający krajobraz, cykl "Prawdziwe zwierciadło chińskiej i japońskiej poezji" ,1833-34.

Katsushika Hokusai, Japoński poeta Abe-no Nakamaro odpoczywający na tarasie pałacu, cykl "Prawdziwe zwierciadło..., 1833-34

                                Utagawa Hiroshige, Małpi most w prowincji Kai, 1841-42

Pejzaż poetycki czy pejzaż mistyczny to niezwykle wdzięczny motyw drzeworytów japońskich. Wykazywali się wrażliwością i uczuciowością, zachwycają się pięknem natury. Krajobrazy są związane z konkretnym miejscem, którym artyści się delektują i pragną je utrwalić oraz oddać im należną uwagę. Rzeki, góry, wulkan czy roślinność przewijają się przez liczne drzeworyty. W pejzażach czuje się ciszę, jakieś wyczekiwanie czy wręcz próbę zatrzymania czasu. Doskonale wpisują się we współczesny dizajn. Nie straciły nic ze swojego indywidualizmu.

                                      Utagawa Hiroshige, "Wiry w cieśninie Naruto", 1857

Katsushika Hokusai, Rzeka tama w prowincji Musashi, cykl "Trzydzieści sześć widoków góry Fuji", 1830-33

Katsushika Hokusai, Burza na stoku góry, cykl "Trzydzieści sześć widoków góry Fuji", 1830-33
Katsushika Hokusai, Pod wielką fala w pobliżu Kanagawy, cykl "Trzydzieści sześć widoków góry Fuji", 1830-33

Katsushika Hokusai, Plaża Shichiri w prowincji Sagami, cykl "Trzydzieści sześć widoków góry Fuji", 1830-33

Katsushika Hokusai, Pawilon Sazai w świątyni Pięciuset  Rakanów, cykl "Trzydzieści sześć widoków góry Fuji", 1830-33

Katsushika Hokusai, Wybrzeże zatoki Tago blisko Ejiri na drodze Tokado, cykl "Trzydzieści sześć widoków góry Fuji", 1830-33

Moja uwagę zwróciły także drzeworyty pokazujące miasta, ich architekturę i układ oraz życie ich mieszkańców. Wśród obrazów odzwierciedlających naturę i przyrodę - pejzaże miejskie są rzadkością, dlatego tak cenne dla oka.

Katsushika Hokusai, Most Nihonbashi w noworoczny poranek, z cyklu "Sześćdziesiąt dziewięć stacji na drodze do Kisokaido, 1835.

Katsushika Hokusai, Most Nihonbashi w Edo , z cyklu "Trzydzieści sześć widoków góry Fuji", 1830-33

Poniżej kilka przepięknych drzeworytów z cyklu "Sto słynnych widoków Edo" z roku 1857. Wysmakowane, z cudowną perspektywą rzeki i życia nad jej brzegami. Delikatna, stonowana kolorystyka utrwalająca urodę i niewątpliwy czar nadrzecznego krajobrazu. Wrażenie zatrzymanego czasy, powolnego rytmu życia, pozbawionego pośpiechu i chaosu. Odbiorca odczuwa wewnętrzną ciszę, łagodne tempo istnienia. Po prostu płyniemy rzeką bez zbędnego stresu i emocji. To właśnie japońskie Edo.

Utagawa Hiroshige (1797-1858), Brzeg Onmaya nad rzeką Sunada

Utagawa Hiroshige (1797-1858), Sosna "Gohonmatsu" rosnąca przy kanale Onagigawa

Utagawa Hiroshige (1797-1858), Most Ohashi w Senju

I ten sam most w czasie burzy. Warto zwrócić uwagę na technikę pokazania przez artystę i drzeworytnika deszczu, zaznaczonego licznymi, mocnymi liniami. Tu nie ma kropli, dżdżu ale silne strugi szalejącej ulewy.

Utagawa Hiroshige (1797-1858), Nagła ulewa nad mostem Ohashi i brzeg Atake

Należy podkreślić, że powyższy cykl drzeworytów stał się natchnieniem, źródłem  dla nowych pomysłów twórców ówczesnej Europy. To od japońskich  artystów przejęto inny sposób obserwacji otaczającej rzeczywistości, rozbito perspektywę, spłaszczono kolor i zamknięto go w konturach. Przenikanie stylów, wzajemne inspiracje i wchodzenie w artyczne dialogi - to w sztuce zawsze mnie zachwyca i intryguje, motywuje do szerszego postrzegania świata i ludzi.
Sztuka japońska niewątpliwie ciągle jest dla nas orientalna i nieznana. Dlatego też warto się jej przyjrzeć bliżej, spróbować zrozumieć, dostrzec oryginalność widzenia i myślenia. Czy pamiętacie post poświęcony kamieniom? http://rennewmuzeum.blogspot.com/2016/09/piekno-ukryte-w-kamieniu-czyli-suiseki.html
Piękno ukryte w kamieniu?  Tak, piękno, prostota  a jednocześnie wyrafinowanie. To można odnaleźć w otaczających nas kamieniach, ich kształcie i barwie. Tego uczą nas Japończycy. 
W niezwykłych, opierających się czasowi drzeworytach artyści utrwalili swój świat, jego kulturę i urodę. Świat, w którym jest także człowiek i jego egzystencja. Widziana nieco inaczej, w odrębnej formie. Ale to prawdziwy, realny świat widziany oczyma japońskich malarzy.
Z wielką ochotą powiesiłabym na swoich ścianach odbitki drzeworytów z ich doskonałą kolorystyką i z ciszą, którą przynoszą. Na razie moje oczy mogły delektować się obrazami na wystawie sprawiającej widzowi ogromną radość i ukojenie. Po służbowym spotkaniu a przed powrotną podróżą do domu po prostu wypoczęłam i oderwałam się od codzienności...

Może jeszcze ktoś zdąży przekroczyć próg warszawskiego Muzeum Narodowego?