niedziela, 3 kwietnia 2016

Vittorio Matteo Corcos i "Sogni" (post_62), Vittorio Matteo Corcos, Galleria nationale d'arte moderna e contemporanea, muzeum, Rzym, Włochy, sztuka włoska, malarstwo,


Nie powiem nic odkrywczego, ale kiedy stykam się z bardzo wieloma obrazami w krótkim okresie czasu, to w pamięci zachowuję tak naprawdę tylko niektóre dzieła. Te, które zwróciły moją szczególną uwagę, przykuły wzrok, często z nader rozmaitych przyczyn. Mi zdarza się nawet, oczywiście kiedy mogę to uczynić, ponownie do nich wracać w czasie zwiedzania muzeum czy w trakcie wystawy. Dlatego też towarzyszenie mi podczas oglądania dużych wystaw (choć nie tylko) może być nieco uciążliwe i  wymaga cierpliwości. Najpierw zapoznaję się z całością dzieł, a następnie wracam do punktu wyjścia i koncentruję się już dokładnie na wybranych obrazach. 
Tak było i z obrazem, który jest bohaterem dzisiejszego posta, zatytułowanym "Sogni" (1896). Spotkałam się również z nazwą "Marzenia". Mnie zdecydowanie bardziej podoba się "Sogni" i taki tytuł nosi ten obraz w Galleria nationale d'arte moderna e contemporanea w Rzymie, gdzie można go obejrzeć www.gnam.beniculturali.it/
Nie umiem do końca odpowiedzieć na pytanie, dlaczego akurat to dzieło wywarło na mnie mnie wyjątkowe wrażenie, zauroczyło mnie w jednej chwili. Może autor? Nie za bardzo. Vittorio Matteo Corcos - artysta dla mnie wtedy całkowicie nieznany. A obraz cudowny i zachwycający!

Przed widzem siedzi na drewnianej ławce młoda, energiczna dziewczyna. Patrzy na widza z ogromną pewnością siebie (albo przyjmuje taką pozę), co wyraża poprzez prawą rękę opierającą się o ławkę, a lewą  dłoń podtrzymującą podbródek. Ubrana jest w jasnozieloną, długą  i gustowną suknię ze wspaniałymi "bufami". Na ławce leży słomkowy kapelusz, parasol i książki. Widać wypadającą z kartek różę.



Wzrok dziewczęcia nas zatrzymuje, czujemy, że chce zwrócić na siebie uwagę. I to się udaje. Zastanawiamy się od razu, co ta dziewczyna pragnie nam powiedzieć, czy chce się podzielić jakąś radosną tajemnicą, a może raczej  problemem, skrywanym przed światem? Uroda kobiety przyciąga, magnetyzuje, piękne włosy, twarz, a szczególnie wyraziste, lekko nadęte wargi, o które tak zabiegają współczesne kobiety. A może tylko Corcos zapisał swym rewelacyjnym pędzlem ulotną chwilę zamyślenia, rozmarzenia się dziewczyny? Stąd ten drugi tytuł obrazu "Marzenia"?
Nie tylko mnie, skromną miłośniczkę sztuki, intrygują te pytania. Zadawali je przede mną wcześniej krytycy, który twierdzą wręcz, iż portret ten budzi w widzu niepokój, jest niejednoznaczny i tym ocalił autora od zapomnienia pośród wielu portrecistów z  przełomu XIX/XX wieku. Stworzenie dobrego portretu, oddającego osobowość człowieka - to wyjątkowo trudne zadanie dla artystów. Corcosowi  niewątpliwie się to udało.

Czuję z bohaterką obrazu pokrewieństwo dusz. Ta pewność i niepewność jednocześnie, ta siła i słabość obok siebie, ta ogromna ciekawość i lęk przed światem zarazem. Odkrywam także, że w podobnych "pozach" zdarza mi się robić zdjęcia.
Nie mogę się oprzeć pokusie zrobienia wspólnej fotografii z Sogni.


To czysty przypadek, że zieleń była moim kolorem tego dnia ( zielonych spodni nie widać)...

Po powrocie z Rzymu szukam informacji o malarzu - Vittorio Matteo Corcosie - nic o nim nie wiem. Odkrywam wspaniałego, niezwykle płodnego portrecistę z czasów Belle Epoque. Zachwycam się rewelacyjnymi obrazami kobiet. Rozmarzam się. Jeżeli mogłabym wybierać artystę - autora mego portretu - wybrałabym od razu Corcosa.
Zainteresowanych galerią jego dzieł, odsyłam na stronę https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Vittorio_Matteo_Corcos

Na zakończenie krótkie przybliżenie biografii artysty. I tu ciekawostka. Kiedy zobaczyłam autoportret Corcosa z 1913 roku, doznałam lekkiego zdziwienia, nawet szoku. Dlaczego?

                                                                             wikipedia.org

Zobaczyłam mężczyznę z podobnym wąsem przypominającego osobę, którą znam, z którą doskonale się rozumiem, wyróżniającego się artystycznymi zdolnościami. Pierwsze imię też się zgadza....
Źródła podają, iż powyższy autoportret znajduje się w kolekcji Galerii Uffizi, ale akurat tego obrazu nie widziałam, a przecież w ubiegłym roku miałam to szczęście ponownie odwiedzić tę świątynię sztuki. Być może wisi w korytarzu Vasariego, który jeszcze wtedy nie był dostępny dla przeciętnego turysty albo obraz przechowywany jest w przepastnych magazynach muzeum.

Vittorio Matteo Corcos urodził się 4 października 1859 roku w Livorno. od roku 1870 rozpoczął studia we Florencji w Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem Enrico Pollastrini. W latach 1878-79 przebywał w Neapolu, gdzie dosknalił swój warsztat artystyczny w pracowni Domenico Morelli. Sam mistrz Morelli stał się inspiracją dla Corcosa.. W 1880 roku wyjeżdża do Paryża, gdzie podpisuje kontrakt na 15 lat z Galerią sztuki Goupil. Malarz poświęca się tworzeniu kobiecych portretów, jak również utrwalaniu scen z życia codziennego mieszkańców miasta. Po powrocie do Włoch, Corcos zamieszkał w stolicy Toskanii. Poślubia wdowę - Emmę Ciabatti. Małżeństwo umożliwiło mu wejście do elit ówczesnej Florencji. Obrazy Corcosa cieszyły sie dużym powodzeniem i zainteresowaniem. w 1904 roku zyskuje sławę w Niemczech, gdzie portretuje Wilhelma II i cesarzową Augustę. Artysta umiera w 1933 roku we Florencji. Zostaje pochowany na urokliwym cmentarzu, położonym przy wspaniałej Bazylice San Miniato al Monte.
O miejscu pochówku wyczytałam zupełnie niedawno. Szkoda, gdyż ostatniego lata odwiedzałam tę nekropolię, o tyle niezwykłą, że można z niej podziwiać najwspanialszą panoramę Florencji, szczególnie w blasku zachodzącego słońca...
Zawsze istnieje powód, aby znowu tam wrócić. 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz