Wczorajszą sobotę, po dość pracowitym i wyczerpującym tygodniu, rozpoczęłam od wizyty w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Mimo zimna i chłodu styczniowego poranka, wybrałam się na wykład poświęcony obrazowi Jacka Malczewskiego "Święty Jan Chrzciciel", przygotowany w ramach działań edukacyjnych dla dorosłych pt."Świat obrazów".
Myślę, że od czasu do czasu warto, aby taki skromny miłośnik artystycznej twórczości jak ja, wsłuchał się w opowieści przekazywane przez znawców i specjalistów - historyków sztuki. Poza tym forma wykładu, prowadzonego bezpośrednio przez dziełem, należy do wyjątkowo interesujących. Dla mnie - to najlepszy kontakt z artystą, nie do zastąpienia, nawet najlepszym zdjęciem w albumie czy w internecie. Dlatego też zawsze będę namawiała Was i motywowała siebie do osobistego kontaktu, konfrontacji z wytworami ludzkich wyobrażeń, oczywiście w miarę naszych możliwości, chęci, a przede wszystkim czasu. Większości dzieł nie zobaczymy nigdy, ale nie jest to powód do rozpaczy. Wtedy na ratunek przychodzą właśnie muzea czy galerie online...
Koniecznie muszę dodać, iż chętnych i zainteresowanych prezentacją obrazów Jacka Malczewskiego było naprawdę wielu, co mnie osobiście niezmiernie ucieszyło....
Bohaterem poranka stał się nie tylko pokaźnych rozmiarów "Jan Chrzciciel", zakupiony w 1970 roku, stanowiący stały element kolekcji poznańskiego muzeum, gromadzącej największą liczbą dzieł Malczewskiego w Polsce, ale również dwa "gościnne" obrazy, wypożyczone od prywatnych kolekcjonerów, co niewątpliwie przyciągnęło tak liczną publiczność.
Jacek Malczewski, Jan Chrzciciel, 1911
Życie Jana Chrzciciela, proroka, postaci ewangelicznej, należy do bardzo eksploatowanych tematów, szczególnie w malarstwie, począwszy od malarstwa dawnego po współczesne. Twórcy skupiają się na pokazaniu jego dzieciństwa, młodości, działalności, ale głównie okolicznościom śmierci, opisanym w Biblii, nierozerwalnie związanym z postacią Salome, córką Herodiady.
Kiedy myślę o Janie Chrzcicielu, mam natychmiastowe skojarzenia z obrazami mistrza Caravaggia i cyklem poświęconym młodziutkiemu prorokowi, od wizji prawie nagiego, wręcz wyuzdanego Jana oddanego wielkiej, niczym nieskrępowanej radości i beztrosce z Muzeów Kapitolińskich, poprzez zamyślonego, magnetycznego i wpatrzonego w widza z Galerii Borghese, po Jana ze spuszczoną głową, bez widocznej twarzy, ukrywającego swe oblicze. Ten ostatni wizerunek miałam okazję zobaczyć w urokliwej, niewielkiej Galerii Corsinich w Rzymie ( może dojrzycie go na zdjęciu http://galleriacorsini.beniculturali.it/index.php?it/106/sala-7-camera-verde )
Wtedy właśnie zafascynowała mnie wizja samotnego, jakby poza czasem Jana Chrzciciela...
Kiedy myślę o Janie Chrzcicielu, mam natychmiastowe skojarzenia z obrazami mistrza Caravaggia i cyklem poświęconym młodziutkiemu prorokowi, od wizji prawie nagiego, wręcz wyuzdanego Jana oddanego wielkiej, niczym nieskrępowanej radości i beztrosce z Muzeów Kapitolińskich, poprzez zamyślonego, magnetycznego i wpatrzonego w widza z Galerii Borghese, po Jana ze spuszczoną głową, bez widocznej twarzy, ukrywającego swe oblicze. Ten ostatni wizerunek miałam okazję zobaczyć w urokliwej, niewielkiej Galerii Corsinich w Rzymie ( może dojrzycie go na zdjęciu http://galleriacorsini.beniculturali.it/index.php?it/106/sala-7-camera-verde )
Wtedy właśnie zafascynowała mnie wizja samotnego, jakby poza czasem Jana Chrzciciela...
Wróćmy jednak do historii Salome. Matka pięknej dziewczyny - to wnuczka Heroda Wielkiego, żona Heroda III. Porzuca jednak swego męża i związuje się z Herodem Antypasem. Związek tych dwojga budzie powszechne zgorszenie i oburzenie. Krytyczny głos w tej kwestii zabiera także Jan Chrzciciel. Herodiada wykorzystuje zachwyt swego kochanka, tańcem Salome i namawia córkę, aby zażądała w darze głowę Jana Chrzciciela. Herod wydaje rozkaz i życzenie Salome się spełnia - głowa proroka zostaje przyniesiona na tacy. Tekst Ewangelii nie zawiera opisu samego momentu śmierci. I właśnie przestrzeń czasowa pomiędzy wydaniem wyroku a ofiarowaniem Salome głowy Jana Chrzciciela, jest od wieków wypełniana artystycznym wizjami niezliczonych, wybitnych artystów. Nie wiem czy pamiętacie uładzoną, niewinną dziewczynę w turbanie z obrazu Guido Reni, trzymającą w obu dłoniach tacę, na której leży ucięta głowa proroka, z postu poświęconego temu Bolończykowi http://rennewmuzeum.blogspot.com/2015/07/guido-reni-malarz-z-bolonii.html ?
Z motywami Jana Chrzciciela i Salome nie sposób się nie zetknąć.
Zainteresowanych odsyłam do galerii, pokazującej w przekrojowej formie, różnorodne postrzeganie tych postaci https://pl.wikipedia.org/wiki/Salome_III
Wartoteraz przyjrzeć się bliżej obrazowi Malczewskiego...
"Jan Chrzciciel" uderza mnie niewątpliwie od razu mocną, wyrazistą, choć nieco chaotyczną kolorystyką. Żydowski prorok zostaje umiejscowiony w centralnym miejscu. Wszystko poza nim stanowi jedynie tło, można je spokojnie ominąć, nie zauważyć. Jego silna, umięśniona sylwetka budzi respekt, przypomina nieco renesansowych bohaterów fresków Michała Anioła. Moja wyobraźnia przenosi mnie do Kaplicy Sykstyńskiej i postaci mocarnego Chrystusa. Duchowo obie postaci są nierozerwalnie z sobą związane. Jan Chrzciciel tak mocny, pewny siebie, z rozwianymi, pięknymi długimi włosami, głową lekką uniesioną do góry, z półprzymkniętymi oczyma, jakby chciał powiedzieć "Jestem spokojny, gotowy, wiem co się wydarzy, czekałem na ten moment chwilę, nie ma we mnie lęku i strachu - niech się stanie, niech się wypełni". Jan Chrzciciel emanuje ogromną mocą i siłą, wręcz razi przekonaniem o słuszności wydarzeń. Milkniemy... wiemy, co się za chwilę wydarzy...Zestawiam tę siłę z delikatnym, dziecięcym Janem Caravaggia.
Prowadzący wykład sporo czasu poświęcił na rozwikłanie zagadki, kim był model, pozujący do roli Jana Chrzciciela. Mnie się to wydaje mało istotne, choć niewątpliwie ciekawe.
Czy postać masywnej kobiety przedstawionej z prawej strony, w karminowej sukience, z demonicznym, dziwnym uśmiechem, to Salome? Pojawiają się wątpliwości, także ze względu na powtórzenie fragmentu kobiecego ciała z lewej strony dzieła, już bez twarzy. A może to Śmierć, która przyszła po proroka, która go zaczyna osaczać i otaczać z każdej strony, jest już blisko. Widać jakieś narzędzie, przypominające kosę, a u nóg Chrzciciela widnieje topór - przedmiot zbliżającej się zbrodni...
Natomiast nad Janem Chrzcicielem widnieje naga, leżąca postać, leniwie wylegująca się na łonie natury, jakby przyglądają się nadchodzącym wydarzeniom.
Doskonale korespondują z powyższym obrazem dwa pozostałe, pochodzące z prywatnych zbiorów, przedstawiające wyobrażenia Malczewskiego o Salome.
Jacek Malczewski, Portret kobiety jako Salome, 1909
Jacek Malczewski, Salome, 1909
Interesujące są daty ich powstania, wcześniejsze niż "Jan Chrzciciel". Jakby Malczewski chciał najpierw uporać się z postacią Salome, pozornie niewinnej śmierci proroka, a później dopiero szukał artystycznego wyobrażenia o Chrzcicielu. Na obu obrazach odnajdujemy motyw głowy położonej na tacy. Sposób przedstawienia uciętej głowy, szczególnie w perspektywie widzianej na drugim obrazie, nawiązuje do fascynacji Malczewskiego "Martwym Chrystusem" Andrea Mantegna, widzianym przez niego w Pinacoteca di Brera w Mediolanie ( jeszcze mocniej zauważalnej w obrazach "Śmierć Ellenai"). Tace z głową Jana Chrzciciela umiejscowione są jednak w innych miejscach. Na pierwszym obrazie na plan pierwszy wysunięta zostaje Salome z silną sylwetką, mocnymi ramionami, w jasnej, delikatnej sukience. Czysta niewinność, delikatność, ale jednocześnie pewność siebie, swej urody i pozycji, na co wskazuje ułożenie ciała. Dalszy plan obrazu nie jest już tak pogodny i wyciszony. Za Salome schowana jest jakaś postać, która w sinych, wręcz fioletowych, zimnych dłoniach trzyma tacę z głową żydowskiego proroka, owiniętą w jasne płótno. Do bardzo intrygujących należy kwiat, pokazany w lewym górnym rogu.
Rozpoznajecie ten kwiat? To passiflora, potocznie zwana męczennicą (passio - cierpienie, flos - kwiat). Symbolika tego niezwykłej rośliny należy do nader złożonych: 5 pylników to pięć ran Chrystusa,
trójdzielne znamię słupka - to trzy gwoździe, 5 płatków i 5 działek kielicha to 10
apostołów ( bez Piotra i Judasza). Dodam od siebie, gdyż swego czasu udało mi obserwować passiflorę w moim domu, że kwitnie zawsze tylko jeden cudowny, z reguły fioletowy kwiat, przez dokładnie trzy dni...
Wydaje się, iż nieprzypadkowo Malczewski wykorzystał w obrazie akurat ten motyw.
Drugi wizerunek Salome pokazuje również kobietę silną, pewną siebie, z włosami wysoko upiętymi, ubraną w czerwoną, wyrazistą suknię. Misę z głową Jana Chrzciciela trzyma w rękach przed sobą. To zmarły prorok wysuwa się na pierwszy plan. Salome jednak pokazuje zwycięski uśmiech, zadowolenie, przewagę. Uwagę zwraca różnica w kolorze jej rąk. Prawa jest jakby ciemniejsza. Czyżby przez krew, którą się splamiła? Lewa - nader blada, symbolizująca śmierć. Tło obrazu przypomina toskańskie krajobrazy i pejzaże, cyprysy, wierzchołki rozłożystych gór. W ogóle "Salome" według mnie nawiązuje do... Mona Lisy - Leonardo da Vinci. Ułożenie ciała, sylwetka, tajemniczy uśmiech, kompozycja obrazu. Mimowolnie mam skojarzenia z renesansowym geniuszem. Uwielbiam ten międzyczasowy i międzyartystyczny dialog...
Zimowy poranek i trzy obrazy, a tyle refleksji, rozmaitych myśli i skojarzeń. Fascynujący początek weekendu.
Obraz "Jan Chrzciciel" niewątpliwie nie należy do jednoznacznych, prostych w odbiorze. Wymaga dalszych badań i zainteresowania, szczególnie interesującego zdjęcia karty obrazu, przedstawiającego koncepcję dzieła. Na razie trudno ustalić ze zdjęcia rok powstania zastanawiającego szkicu: 1898 czy 1918 ? To istotna różnica. Malczewski obraz datuje na rok 1911. Tak tworzy się kolejna historia...
A ja naładowana energią i myślami snuję się jeszcze powoli po muzeum i przyglądam się pozostałym obrazom Malczewskiego. Teoretycznie je dobrze znam, ale z ciekawością, może nawet ciekawskością patrzę i fotografuję. To taki rodzaj delektacji duchowej, zatrzymania miłych chwil...
Dołączycie do mnie?
Zacznę od cyklu Zatruta studnia...
Zatruta studnia, 1906
Dołączycie do mnie?
Zacznę od cyklu Zatruta studnia...
Zatruta studnia, 1905
Zatruta studnia, 1905
Niedawno pożegnaliśmy czas świąteczny, a teraz wspomnienie jasełek.
Zatruta studnia, 1905
Niedawno pożegnaliśmy czas świąteczny, a teraz wspomnienie jasełek.
Jasełka, 1920
Nie można pominąć monumentalnego, wizyjnego dzieła Malczewskiego, dzięki któremu jest tak rozpoznawalny. Wspaniała zabawa kolorem, perspektywą i przestrzenią! Wyczuwa się namacalnie ruch i dynamizm.
Błędne koło, 1895-97
Jest przecież sobota. Może odpoczniemy w cieniu upalnego dnia...
Nie można pominąć monumentalnego, wizyjnego dzieła Malczewskiego, dzięki któremu jest tak rozpoznawalny. Wspaniała zabawa kolorem, perspektywą i przestrzenią! Wyczuwa się namacalnie ruch i dynamizm.
Błędne koło, 1895-97
Jest przecież sobota. Może odpoczniemy w cieniu upalnego dnia...
Pejzaż z Lutosławic, 1924
I obraz, przy którym zatrzymuję się zdecydowanie na dłużej. Nawet jeszcze raz wracam, aby nacieszyć nim oko. Taki inny, wyciszony i oszczędny, jak na Malczewskiego. To "Wiosna - Krajobraz z Tobiaszem" z 1904 roku. Natura nader delikatnie budzi się do życia, pustawymi polami kroczą dwie postaci...
Z "Janem Chrzcicielem" i również z tym intrygującym płótnem Was dzisiaj pozostawiam....
I obraz, przy którym zatrzymuję się zdecydowanie na dłużej. Nawet jeszcze raz wracam, aby nacieszyć nim oko. Taki inny, wyciszony i oszczędny, jak na Malczewskiego. To "Wiosna - Krajobraz z Tobiaszem" z 1904 roku. Natura nader delikatnie budzi się do życia, pustawymi polami kroczą dwie postaci...
Z "Janem Chrzcicielem" i również z tym intrygującym płótnem Was dzisiaj pozostawiam....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz